Ania, nie spuszczając wzroku z mężczyzny, zrobiła dwa kroki do tyłu. Jej zielone oczy były szeroko otwarte, a na twarzy malował się grymas przerażenia. Dziewczyna nie wiedziała, co ma robić. Serce wyrywało jej się z piersi, a wszystkie mięśnie krzyczały: „Uciekaj!”
Ale dokąd?
- Dobry wieczór – przywitał się, uprzejmym głosem, nieznajomy – Mogę wejść?
Ania zastygła w bezruchu, nie wiedząc jak ma się zachować. Nie wierzyła własnym oczom. Milcząc uważnie przyjrzała się mężczyźnie. Był to wysoki, dobrze zbudowany chłopak przed trzydziestką. Ubrany w czarny, przemoknięty dres. Również z jego krótkich, brązowych włosów powoli spływały krople deszczu. Wyraz twarzy miał łagodny, widać było, że jest mu zimno.
- Proszę – powiedziała po chwili zastanowienia Ania i zrobiła przejście mężczyźnie.
Nie wiedziała, czy dobrze zrobiła wpuszczając go, jednak nie miała sumienia zostawić nieznajomego w taką pogodę na dworze. Miała tylko nadzieję, że postąpiła słusznie i ten uczynek nie zwróci się przeciwko niej.
- Spokojnie – powiedział – Nic pani nie zrobię.
- Kim pan jest? - spytała, kiedy mężczyzna wszedł do jej domu.
- Nazywam się Mariusz Wlazły – przedstawił się - Przyjechałem tu ze SKRĄ Bełchatów na mecz z Resovią.
Anna znała ten klub, a domniemane nazwisko nieznajomego wielokrotnie obiło jej się o uszy, przecież swego czasu regularnie oglądała mecze siatkówki. Zdziwiwszy się, wzięła głęboki wdech i ponownie zlustrowała go wzrokiem. Wydawało jej się to niemożliwe, a w każdym razie wysoce nieprawdopodobne.
- Przepraszam, ale ciężko jest mi w to uwierzyć – powiedziała cicho Ania, patrząc się podejrzliwie na swojego gościa.
Mężczyzna uśmiechnął się na te słowa i wyjął z kieszeni, ociekający wodą, telefon i portfel, z którego wyciągnął dowód osobisty, a następnie podał go dziewczynie. Ania wzięła go do ręki i spojrzała na zdjęcie oraz metrykę. Wszystko się zgadzało.
- Bardzo pana przepraszam, panie Mariuszu – powiedziała zdumiona – ale...
- Rozumiem – przerwał dziewczynie, uśmiechając się lekko – nic się przecież nie stało. Łatwiej jednak by było po prostu nie otwierać mi drzwi – dodał
Ania zaśmiała się nerwowo, a ma jej biały policzek wyskoczył rumieniec zażenowania.
- Myślałam, że to sąsiad – spieszyła z tłumaczeniem – gdybym wiedziała, że to ktoś inny, nigdy bym nie otworzy... - zamilkła, kiedy zdała sobie sprawę z sensu wypowiedzianych przez nią słów.
Mariusz Wlazły uśmiechnął się, a dziewczyna ze zgrozą spojrzała na kałużę, która uformowała się u jego stóp. Wiedziała jedno. Nie mogła go wyrzucić na zewnątrz. Nie w taką pogodę.
- Pan jest cały mokry – mruknęła z dezaprobatą, kiwając przy tym głową – proszę za mną.
Mówiąc to, Ania stanęła na najniższym stopniu schodów i poprowadziła bruneta na piętro. Podczas drogi żadne z nich się nie odezwało, szli w niezręcznym milczeniu. Na piętrze Ania otworzyła szafę i wyjęła z niej świeży ręcznik. Nie zastanawiając się dłużej, weszła do pustej sypialni brata i wyciągnęła z jego komody suche ubranie i czystą bieliznę. Choć Adrian był niższy od siatkarza przynajmniej o głowę, Ania miała nadzieję, że jego ubrania będą na niego pasować.
- Proszę – wysiliła się na uśmiech i wręczyła brunetowi pakunek. Czuła się nieswojo głównie przez fakt, że mężczyzna znacznie górował nad nią wzrostem – Jakby pan czegoś jeszcze potrzebował, to proszę mnie zawołać.
- Dziękuję – odpowiedział z wdzięcznością i szybko zniknął za drzwiami łazienki.
Ania stała jeszcze chwilę przy łazience i uważnie nasłuchiwała. Zeszła na dół dopiero wtedy, kiedy do jej uszu dobiegł szum lejącej się wody.
Nie mogąc wytrzymać, oszołomiona dziewczyna usiadła na fotelu i złapała się za głowę. Nie mogła w to uwierzyć. Ta sytuacja wykraczała daleko poza horyzonty jej wyobraźni. W końcu kto normalny wpadłby na pomysł, że w samym środku burzy do jej domu zawita jeden z najlepszych polskich siatkarzy?
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
„Nawet Mrożek by tego nie wymyślił” - pomyślała i zeskoczyła z fotela, by pościerać mokre ślady z podłogi.
Gdy to zrobiła, upewniła się czy drzwi frontowe domu są na pewno zamknięte i weszła do kuchni zagotować odrobinę wody na herbatę. Pomyślała, że siatkarz z chęcią się napije czegoś ciepłego. Stawiając czajnik na ogniu, zastanawiała się, jak ma traktować swojego gościa. Czy należały mu się specjalne względy?
Ania westchnęła i wsypała po pół łyżeczki liści herbaty do dwóch kubków. Nagle poczuła się bardzo nieswojo, wręcz obco w swoim własnym mieszkaniu. Podobne uczucie nawiedzało ją zawsze, kiedy za bardzo się czymś zdenerwowała lub przejęła.
Wiedziała jednak, że musi to jakoś wytrzymać. Przecież Mariusz Wlazły to też człowiek.
Chyba.
W międzyczasie dziewczyna zerknęła na swoje lustrzane odbicie i uśmiechnęła się z politowaniem. Pech chciał, że miała na sobie znoszoną sukienkę jej siostry, której brzoskwiniowy kolor nie pasował do jasnej, wręcz przeźroczystej cery Ani. Ciemne, jak gorzka czekolada, włosy też nie były perfekcyjne. Pojedyncze kosmyki wyłaziły z jej grubego warkocza, tworząc wokół głowy puszystą aureolę.
W chwili, gdy Ania próbowała okiełznać niesforną fryzurę, w całym domu rozległ się charakterystyczny dźwięk otwierającego się zamka, a sekundę później dziewczyna zobaczyła, jak siatkarz szybko zbiega po schodach, przeskakując po dwa stopnie. Brązowe oczy wpatrywały się w onieśmieloną dziewczynę tak intensywnie, że Ania poczuła się przez chwilę jak podczas kolokwium, kiedy to profesor Dębicki uparcie wlepiał w nią swój bystry wzrok, chcąc wydobyć z niej najpotrzebniejszą wiedzę.
Dziewczyna nie mogła ukryć parsknięcia. Jak to się działo, że mimo za ciasnej koszulki i przykrótkich, sięgających ledwie do łydek, szarych dresów, siatkarz wyglądał... no cóż... dobrze?
- Mam nadzieję, że już jest panu ciepło – powiedziała miękko Ania, podchodząc bliżej do mężczyzny – Co też strzeliło panu do głowy, żeby w taką pogodę wychodzić na pole?
- Proszę mówić mi Mariusz – powiedział siatkarz i wyciągnął dłoń w kierunku Ani.
Dziewczyna ujęła ją i ze zdumieniem stwierdziła, że jest dwa razy większa od jej własnej. Wlazły też to zauważył i wybuchnął gromkim śmiechem, co trochę rozładowało niezręczną atmosferę.
- Ania – przedstawiła się – Może usiądziemy? Zaraz zaparzę panu... tobie – poprawiła się - gorącej herbaty.
- Z przyjemnością – odpowiedział z uśmiechem Mariusz
Przeszli do salonu. Ania szybko podniosła leżący na ziemi koc i położyła go na sofie, a tymczasem siatkarz zajął wygodną pozycję na fotelu.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie – powiedziała dziewczyna, patrząc wymownie na Mariusza.
- Co robiłem w taką pogodę na dworze? - spytał, a Ania przytaknęła głową – Biegałem.
Ta prozaiczna odpowiedź mocno zaskoczyła brunetkę. Z jednej strony nie wiedziała, czego miała się spodziewać, ale z pewnością oczekiwała innej odpowiedzi.
- Wydajesz się być zaskoczona – mruknął, przekrzywiając lekko głowę
- Tak, nie da się ukryć – powiedziała powoli, ale natychmiast oprzytomniała – Nie mogłeś pójść do klubu fitness? Przecież na zewnątrz leje jak z cebra.
- Mogłem – odpowiedział – ale co to za przyjemność? Żadna. Lubię czuć pod stopami podłoże, patrzeć, jak krajobraz zmienia się z każdym moim krokiem. Takie bieganie na bieżni nic mi nie daje. Poza tym jak wychodziłem nie padało - dodał
- Możliwe, ale na zewnątrz było i tak zimno. Mogłeś się zaziębić, a nie jestem pewna, co by na to powiedział twój trener...
- Jakbym słyszał żonę – przerwał z uśmiechem Wlazły, przygładzając ręką niesforne włosy. Na jego policzkach pojawiły się dołeczki.
- Twoja żona ma rację – pogroziła siatkarzowi palcem – psa bym nie wypuściła w taką ulewę, a co dopiero …
Wtem powietrze przeszył pisk czajnika.
- Przepraszam – rzuciła Ania i szybkim krokiem przeszła do kuchni.
Tam wyłączyła gaz i chwyciła rączkę czajnika. Uchwyt był za gorący. Pisnęła z bólu i puściła go. Wzięła leżącą na blacie stołu ścierkę i dopiero przez nią wzięła rączkę czajnika w swoje ręce. Zalała herbatę i odstawiła czajnik na kuchenkę.
- Ile słodzisz? - krzyknęła
- Pół łyżeczki – odezwał się tuż nad jej uchem głos Wlazłego.
Zaskoczona dziewczyna podskoczyła i złapała się za serce.
- Boże miłościwy – wyszeptała i rzuciła w siatkarza ścierką – Czy postawiłeś sobie za punkt honoru, żeby mnie dzisiaj zabić?! O mało zawału nie dostałam.
Mariusz przybrał dość niepewną minę. W tym momencie czuł się, jak dzieciak, który zrobił o jedną psotę za dużo. Widział przecież reakcję Anny w momencie, kiedy wszedł do jej domu. Była przerażona. Powinien był być bardziej ostrożny. Wiedział, że przesadził, choć nie miał złych intencji.
Na szczęście Ania roześmiała się, odwróciła i z powrotem zajęła się przygotowywaniem herbaty, a on odetchnął z ulgą. Patrzył przez ramię dziewczyny, jak dolała do gorącego napoju soku z malin. Wziął głęboki wdech. Ten słodki zapach przypomniał mu dzieciństwo, kiedy to jako młody chłopiec jeździł na wakacje do babci i pił sok ze swojskich malin litrami. To były wesołe czasy. Bez wyrzeczeń.
- Niestety musisz go sam sobie zanieść – powiedziała Ania, wręczając Mariuszowi kubek – Nie dam rady zanieść dwóch. Ręce za bardzo mi się trzęsą.
Siatkarz przepuścił w przejściu dziewczynę przodem.
- Chciałbym cię przeprosić, Aniu – zaczął – Za tę wizytę. Nie chciałem cię przestraszyć, a to był jedyny dom w okolicy, w którym paliło się światło.
- Nie masz za co – powiedziała i odwróciwszy głowę, uśmiechnęła się – Fakt, byłam troszkę zaskoczona, ale nic się przecież nie stało.
- Zaskoczona? - odezwał się siatkarz – wyglądałaś, jakbyś zobaczyła ducha. Abo morderce – dodał
- Dziwisz się? - spytała – Postaw się na moim miejscu. Jesteś sam w domu, na dworze biją pioruny, a tu nagle wchodzi ci do mieszkania dwumetrowy chłop i mówi, że jest siatkarzem. No proszę cię. Sama sobie się dziwię, że nie zaczęłam krzyczeć.
- Nie przesadzaj, mam zaledwie sto dziewięćdziesiąt siedem centymetrów!
- Patrzcie państwo! Zaledwie! A co mają powiedzieć te biedne istoty, które ledwo mają metr sześćdziesiąt? Na przykład ja?
Siatkarz odchylił do tyłu głowę i zagryzł wargę.
- Masz rację. Biedna jesteś. W każdym bądź razie firanki sama nie zawiesisz.
________________________________
Mamy pierwszy rozdział.
Czy tylko ja jestem rozczarowana jego treścią?
Bardzo mi się podoba! Masz fajny styl pisania, fajna teść ogólnie przyjemnie się czyta :) Czekam na następny :3
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o treść... tragedii nie ma, ale taka troche naciągana. Ciężko mi wyjaśnić, ale to takie... no nie wiem. Trochę mnie też odrzuca, bo to nie moja tematyka, mimo że pomysł nietypowy. Za to uwielbiam twój styl, jest świetny.
OdpowiedzUsuńNaciągana - bardzo trafne i jakże prawdziwe określenie.
UsuńMi się baardzo podoba :) Zaciekawiłaś mnie już od Prologu ,a co dopiero teraz! Twój styl łatwo się czyta ,wszystko jest zrozumiale i to mi się najbardziej podoba. Gdybym tylko ja tak potrafiła! :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny! ;)
Dziękuję i nawzajem! :)
Usuń'W każdym bądź razie firanki sama nie zawiesisz.' -leżę i próbuję wstać xD
OdpowiedzUsuńTak trochę dziwnie było na początku.. To, że on się jej wepchnął do mieszkania mnie odrobinę zaskoczyło, ale końcówka już była naprawdę fajna! ;)
Nie wiem, co Mariusz ma z tym straszeniem Ani, ale niech przestanie, bo ona kiedyś przez niego faktycznie zejdzie na zawał.
Życzę weny do samego końca historii!
Ściskam! :**
Może nie zejdzie, bo co by to była za historia :D
UsuńBardzk fajny, a o tej firance mnie rozwaliło ;D Ogólnie bardzo fajnie się czyta i ja chce dłuższe ! ;D
OdpowiedzUsuńDłuższych rozdziałów się nie da pisać :P
UsuńTen i tak jest długaśny, przynajmniej jak na mnie :D
Pojawiły się literówki w rozdziale, kto nie robi błędów, prawda? :) Podoba mi się rozdział. Poważnie. Jestem ciekawa co dalej wyjdzie z ich relacji. Skoro siatkarz ma żonę - swoją drogą jestem ciekawa jak ona wygląda.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Z tą żoną to będą problemy :) Jej opis pojawi się wkrótce.
UsuńZa dużo się z tego rozdziału nie dowiadujemy oprócz personaliów głównego bohatera, chociaż można to było wywnioskować z szablonu :D
OdpowiedzUsuńSądząc po "wychodzeniu na pole" wnioskuję, że tak jak Ania jesteś z południowo-wschodniej Polski a Mariusz po łódzku chadza na dwór. Taka moja mała obserwacja językowa :D
Czekam na rozwinięcie się akcji. Pozdrawiam serdecznie Fiolka :)
Na początku zawsze musi polać się wola. Taka zasada i tradycja, której musi stać się zadość :)
UsuńCo do południowo-wschodniej Polski. Jestem z Katowic, mieszkam w Rzeszowie ;)
Jestem :) Bardzo drażnił mnie początek, bo naciągane było to wpuszczanie i banie się go, ale jest zdecydowanie lepiej. Wcześniej ona go wpuściła ot tak i bała się go ot tak. Teraz opisałaś co się dzieje w jej głowie, dałaś większy nacisk na tę ulewę. Jest dobrze ^^
OdpowiedzUsuńNie bardzo wiem, o co chodziło z tym nickiem - jestem nowa w blogosferze :)
Cieszę się, że lepiej :)
UsuńA co do nicku. Maewen Ci wyjaśni ;)
Na początku chciałam podziękować za zaproszenie na tego bloga. Dziś dotarłam na niego i sobie nadrobiłam prolog i ten rozdział i naprawdę zaczyna mi się tu podobać. Myślę, że chciałabym zostać tu na dłużej i śledzić losy strachliwej Ani i pana siatkarza Mariusza :D Dlatego jeśli jest to możliwe chciałaby, być informowana za pomocą GG (15696793), Jeśli to nie problem oczywiście :*
OdpowiedzUsuńCałuję :*
Żaden :) Cieszę się, że się podobało :)
UsuńStrasznie ciekawie się zaczyna. Nietypowo. Ciekawa jestem co z tego wyjdzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Wyjdą różne rzeczy :D
UsuńBardzo fajny blog miło i przyjemnie się go czyta, ciekawy pomysł. KIEDY KOLEJNY ?
OdpowiedzUsuńza 10 dni :)
UsuńCiekawie się zaczyna. Jestem bardzo zainteresowana :) Zostaję i chciałabym ociupinkę dłuższe ;) Pozdrawiam i zapraszam do siebie na 3
OdpowiedzUsuńhttp://i-gdyby-to-bylo-takie-proste.blogspot.com/
Dłużej? Nie wiem czy się da :P
Usuńna prawdę mnie to zaintrygowało ;3 kurcze, fajnie piszesz i ta historia nie przypomina jak na razie niczego co mogłam już wcześniej czytać *.* proszę informuj ;*
OdpowiedzUsuńściskam mocno i serdecznie zapraszam do siebie ! :)
nadziejabywazludnymkompanem.blogspot.com
Dziękuję :)
UsuńPodoba mi się. :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze chyba takiego opowiadania, gdzie siatkarz z główną bohaterką poznają się dzięki burzy. Masz świetny styl pisania.
Na pewno będę wpadać.
Jest już na moim blogu rozdział 1. :D Zapraszam.
Przeczytane :)
Usuńostatnim zdaniem mnie rozwaliłaś xD
OdpowiedzUsuńbardzo fajnie napisany rozdział, lekko się czyta, uczucia bohaterki dobrze opisane, trochę brakuje opisu uczuć Mariusza, tym bardziej że stosujesz narrację trzecioosobową ;p ogólnie poza tym wszystko fajnie, czekam na dalszy ciąg akcji :D
Tak. Mariusz otworzy nam się troszkę później. Dlaczego? Zobaczycie w następnym rozdziale :)
Usuńsuper rozdział. jestem co dalej będzie. czekam na kolejny. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWprost nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! :)
OdpowiedzUsuńO! Aż tak działa na ludzi? :D
UsuńHaha! Ostatnie zdanie najlepsze :D Mariusz <3
OdpowiedzUsuńMasz świetny styl pisania. Czyta się bardzo miło i przyjemnie :)
Czekam z niecierpliwością na następny.
Pozdrawiam ;*
Świetny początek, czekam na rozwinięcie się więzi między tymi dwojga :) A w między czasie zapraszam do mnie: http://z-siatkowka-spelnimy-je.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTak, chyba tylko ty jesteś rozczarowana tym rozdziałem. Mi na przykład się bardzo podobał ;) Ciekawy sposób zawarcia znajomości, nie ma co. Sama nie wiem co bym zrobiła na miejscu Ani... (n_n) Ostatnie zdanie Mariusza rozłożyło mnie na łopatki :D Tylko... Nie chcę być czepialska, ale mówi się "w każdym razie" albo "bądź co bądź". "W każdym bądź razie" jest błędem. Sama go kiedyś baaaaardzo często popełniałam, a teraz mnie niesamowicie irytuje i nie mogę się powstrzymać przed poprawianiem innych. Przepraszam :D
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny wpis ;)
http://ponadsiatka.blogspot.com/
Tak, wiem o tym, że "w każdym bądź razie" jest błędem, ale jest to luźna wypowiedź bohatera. W opisie... nigdy, ale w dialogu... why not? :)
UsuńGenialny rozdział! :D
OdpowiedzUsuńCzyta się go tak miło,bardzo wciąga. Już się mogę się doczekać następnego.
Ciekawe,jak potoczą się losy Mariusza i Ani. :))
Pozdrawiam ;*
Dobra, wreszcie znalazlam troszke wolnego czasu i udalo mi sie tutaj dotrzec ;)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, ze zapowiada sie bardzo obiecujaco ;D
A co do tego, ze Mariusz ma zone.. jak to kiedys ktos powiedzial, zona nie sciana, da sie przesunac ;D
A tak serio, wydaje mi sie, ze ta jego zona jeszcze tu namiesza ;p
Pozdrawiam serdecznie ;3
PS. Przepraszam za brak polskich znakow, ale telefon mi sie czasem buntuje ;x
Tak, chyba tylko ty jesteś rozczarowana tym prologiem, bo dla mnie jest świetny. Miło jest czasem wpaść na opowiadanie, które nie razi od początku albo brakami stylistyczno-językowymi albo głupkowatą fabułą. Zdecydowanie dodaje do obserwowanych i będę wpadać częściej.
OdpowiedzUsuńI podoba mi się, że nie zapomniałaś, że Mariusz jest żonaty, to tylko doda pikanterii. I matko, na miejscu Ani zeszłabym na zawał, gdybym w taką psią pogodę otworzyła zawał, a w drzwiach stałyby mi przemoczone 2 metry chłopa =D
Pozdrawiam,
E.Lizz
http://we-will-be-the-champions.blogspot.com/
O matuchno...chyba się zakochałam!:o I to po trzech linijkach tekstu:o Kobieto jaki ty masz talent no nie mogę! W życiu bym nie potrafiła napisać czegoś takiego...jak ty to opisać potrafisz;o
OdpowiedzUsuńAnia wygląda mi troszkę na taką szarą myszkę:> Malutka, cichutka chooociaż cicha woda brzegi rwie:D
Ale coś mi tu nie pasuje...jak to ma żonę? To ja już myślałam, że to jakieś przeznaczenie czy coś, a on mi tu mówi, że ma żonę, no ale jak to mówią "żona nie ściana, da się przesunąć" :P
Zobaczymy co nam tu wykombinujesz:D
Czekam na kolejny i nie ma co, obserwuję!:D
Miłego dnia;*
Jakbyś miała trochę czasu to zapraszam do siebie;)
loveeorfriendship.blogspot.com
Przyznam szczerze, że na miejscu Ani na pewno dostałabym zawału. Burza na dworze, deszcz i nagle ktoś puka do drzwi. Pierwsze skojarzenia raczej nie wiążą się z niczym miłym, a wręcz przeciwnie z wszystkim co najgorsze. W przypadku Ani okazało się, że taki niezapowiedziany gość może okazać sie całkiem niegroźnym siatkarzem, który biegał po okolicy. Myślę, że ten przypadek zmieni życie Anki i Mariusza. W końcu nic nie dzieje się przypadkiem. :)
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, nie wiem dlaczego nie jesteś zadowolona. :)
Jeżeli znajdziesz czas to zapraszam do mnie na nowość: http://miedzy-noca-a-dniem.blogspot.com/
Anna trochę nie odpowiedzialnie postąpiła, wpuszczając najpierw mężczyznę. Powinna się dowiedzieć na samym początku jaki jest cel jego wizyty, niezależnie od prognozy pogody. Taką naiwnością mogła wiele stracić. Prolog nie zaskakuje, jest dość przewidywalny. Ot taka historia, która może się przydarzyć w życiu codziennym, ale ma w sobie coś, gdyż zatrzymała mnie. Tak więc życzę powodzenia w pisaniu oraz mam nadzieję, że pojawi się nie długo rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Haha haha to z firanka świetne!
OdpowiedzUsuńUuuu... Mariusz ma żonę i przychodzi z wizyta do nieznajomej.. ciekawie sie za-powiaada
Z przeogromną radością, upite Mikołajkowym nastrojem i dzisiejszą rocznicą, po problemach technicznych, masą śmiechu, godzinach spędzonych na wspólnych rozmowach o tym przedsięwzięciu, mamy zaszczyt, my: Dzuzeppe & Maniek, zaprosić Cię na kontynuację naszego duetu, historii Grzesia i Aleksandry w wydaniu ich córki Olimpii, która otworzy swój własny rozdział w życiu. Mamy nadzieję, że historia przypadnie ci do gustu.
OdpowiedzUsuńGłówne role grają: Olimpia Łomacz, Oliwier Winiarski, Sebastian Ignaczek oraz pewien krnąbrny Włoch.
Zapraszamy serdecznie na
Lights will guide you home
swiatla-zaprowadza-cie-do-domu.blogspot.com
:D
Całujemy :*
super rozdział kiedy kolejny
OdpowiedzUsuńJakim cudem masz tak wiele komentarzy? :O
OdpowiedzUsuńNie jestem wcale zawiedziona treścią, bo jeśli Ty jesteś, to ja nie wiem, jakie arcydzieła muszą wychodzić spod Twoich palców. Piszesz genialnie, a ten rozdział również jest idealny :)
Informuj mnie o kolejnych rozdziałach proszę :)
Pozdrawiam!