czwartek, 2 października 2014

Rozdział I

       Ania, nie spuszczając wzroku z mężczyzny, zrobiła dwa kroki do tyłu. Jej zielone oczy były szeroko otwarte, a na twarzy malował się grymas przerażenia. Dziewczyna nie wiedziała, co ma robić. Serce wyrywało jej się z piersi, a wszystkie mięśnie krzyczały: „Uciekaj!”
       Ale dokąd?
       - Dobry wieczór – przywitał się, uprzejmym głosem, nieznajomy – Mogę wejść?
       Ania zastygła w bezruchu, nie wiedząc jak ma się zachować. Nie wierzyła własnym oczom. Milcząc uważnie przyjrzała się mężczyźnie. Był to wysoki, dobrze zbudowany chłopak przed trzydziestką. Ubrany w czarny, przemoknięty dres. Również z  jego krótkich, brązowych włosów powoli spływały krople deszczu. Wyraz twarzy miał łagodny, widać było, że jest mu zimno.
      - Proszę – powiedziała po chwili zastanowienia Ania i zrobiła przejście mężczyźnie.
       Nie wiedziała, czy dobrze zrobiła wpuszczając go, jednak nie miała sumienia zostawić nieznajomego w taką pogodę na dworze. Miała tylko nadzieję, że postąpiła słusznie i ten uczynek nie zwróci się przeciwko niej.
       - Spokojnie – powiedział – Nic pani nie zrobię.
       - Kim pan jest? - spytała, kiedy mężczyzna wszedł do jej domu.
       - Nazywam się Mariusz Wlazły – przedstawił się -  Przyjechałem tu ze SKRĄ Bełchatów na mecz z Resovią.
       Anna znała ten klub, a domniemane nazwisko nieznajomego wielokrotnie obiło jej się o uszy, przecież swego czasu regularnie oglądała mecze siatkówki. Zdziwiwszy się, wzięła głęboki wdech i ponownie zlustrowała go wzrokiem. Wydawało jej się to niemożliwe, a w każdym razie wysoce nieprawdopodobne.
       - Przepraszam, ale ciężko jest mi w to uwierzyć – powiedziała cicho Ania, patrząc się podejrzliwie na swojego gościa.
       Mężczyzna uśmiechnął się na te słowa i wyjął z kieszeni, ociekający wodą, telefon i portfel, z którego wyciągnął dowód osobisty, a następnie podał go dziewczynie. Ania wzięła go do ręki i spojrzała na zdjęcie oraz metrykę. Wszystko się zgadzało.
       - Bardzo pana przepraszam, panie Mariuszu – powiedziała zdumiona – ale...
     - Rozumiem – przerwał dziewczynie, uśmiechając się lekko – nic się przecież nie stało. Łatwiej jednak by było po prostu nie otwierać mi drzwi – dodał
     Ania zaśmiała się nerwowo, a ma jej biały policzek wyskoczył rumieniec zażenowania.
       - Myślałam, że to sąsiad – spieszyła z tłumaczeniem – gdybym wiedziała, że to ktoś inny, nigdy bym nie otworzy... - zamilkła, kiedy zdała sobie sprawę z sensu wypowiedzianych przez nią słów.
       Mariusz Wlazły uśmiechnął się, a dziewczyna ze zgrozą spojrzała na kałużę, która uformowała się u jego stóp. Wiedziała jedno. Nie mogła go wyrzucić na zewnątrz. Nie w taką pogodę.
       - Pan jest cały mokry – mruknęła z dezaprobatą, kiwając przy tym głową – proszę za mną.
       Mówiąc to, Ania stanęła na najniższym stopniu schodów i poprowadziła bruneta na piętro. Podczas drogi żadne z nich się nie odezwało, szli w niezręcznym milczeniu. Na piętrze Ania otworzyła szafę i wyjęła z niej świeży ręcznik. Nie zastanawiając się dłużej, weszła do pustej sypialni brata i wyciągnęła z jego komody suche ubranie i czystą bieliznę. Choć Adrian był niższy od siatkarza przynajmniej o głowę, Ania miała nadzieję, że jego ubrania będą na niego pasować.
        - Proszę – wysiliła się na uśmiech i wręczyła brunetowi pakunek. Czuła się nieswojo głównie przez fakt, że mężczyzna znacznie górował nad nią wzrostem – Jakby pan czegoś jeszcze potrzebował, to proszę mnie zawołać.
       - Dziękuję – odpowiedział z wdzięcznością i szybko zniknął za drzwiami łazienki.
       Ania stała jeszcze chwilę przy łazience i uważnie nasłuchiwała. Zeszła na dół dopiero wtedy, kiedy do jej uszu dobiegł szum lejącej się wody.
       Nie mogąc wytrzymać, oszołomiona dziewczyna usiadła na fotelu i złapała się za głowę. Nie mogła w to uwierzyć. Ta sytuacja wykraczała daleko poza horyzonty jej wyobraźni. W końcu kto normalny wpadłby na pomysł, że w samym środku burzy do jej domu zawita jeden z najlepszych polskich siatkarzy?
       Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
       „Nawet Mrożek by tego nie wymyślił” - pomyślała i zeskoczyła z fotela, by pościerać mokre ślady z podłogi.
       Gdy to zrobiła, upewniła się czy drzwi frontowe domu są na pewno zamknięte i weszła do kuchni zagotować odrobinę wody na herbatę. Pomyślała, że siatkarz z chęcią się napije czegoś ciepłego. Stawiając czajnik na ogniu, zastanawiała się, jak ma traktować swojego gościa. Czy należały mu się specjalne względy?
  Ania westchnęła i wsypała po pół łyżeczki liści herbaty do dwóch kubków. Nagle poczuła się bardzo nieswojo, wręcz obco w swoim własnym mieszkaniu. Podobne uczucie nawiedzało ją zawsze, kiedy za bardzo się czymś zdenerwowała lub przejęła.
       Wiedziała jednak, że musi to jakoś wytrzymać. Przecież Mariusz Wlazły to też człowiek.
       Chyba.
       W międzyczasie dziewczyna zerknęła na swoje lustrzane odbicie i uśmiechnęła się z politowaniem. Pech chciał, że miała na sobie znoszoną sukienkę jej siostry, której brzoskwiniowy kolor nie pasował do jasnej, wręcz przeźroczystej cery Ani. Ciemne, jak gorzka czekolada, włosy też nie były perfekcyjne. Pojedyncze kosmyki wyłaziły z jej grubego warkocza, tworząc wokół głowy puszystą aureolę.
       W chwili, gdy Ania próbowała okiełznać niesforną fryzurę, w całym domu rozległ się charakterystyczny dźwięk otwierającego się zamka, a sekundę później dziewczyna zobaczyła, jak siatkarz szybko zbiega po schodach, przeskakując po dwa stopnie. Brązowe oczy wpatrywały się w onieśmieloną dziewczynę tak intensywnie, że Ania poczuła się przez chwilę jak podczas kolokwium, kiedy to profesor Dębicki uparcie wlepiał w nią swój bystry wzrok, chcąc wydobyć z niej najpotrzebniejszą wiedzę.
       Dziewczyna nie mogła ukryć parsknięcia. Jak to się działo, że mimo za ciasnej koszulki i przykrótkich, sięgających ledwie do łydek, szarych dresów, siatkarz wyglądał... no cóż... dobrze?
       - Mam nadzieję, że już jest panu ciepło – powiedziała miękko Ania, podchodząc bliżej do mężczyzny – Co też strzeliło panu do głowy, żeby w taką pogodę wychodzić na pole?
       - Proszę mówić mi Mariusz – powiedział siatkarz i wyciągnął dłoń w kierunku Ani.
       Dziewczyna ujęła ją i ze zdumieniem stwierdziła, że jest dwa razy większa od jej własnej. Wlazły też to zauważył i wybuchnął gromkim śmiechem, co trochę rozładowało niezręczną atmosferę.
       - Ania – przedstawiła się – Może usiądziemy? Zaraz zaparzę panu... tobie – poprawiła się - gorącej herbaty.
       - Z przyjemnością – odpowiedział z uśmiechem Mariusz
       Przeszli do salonu. Ania szybko podniosła leżący na ziemi koc i położyła go na sofie, a tymczasem siatkarz zajął wygodną pozycję na fotelu.
       - Nie odpowiedziałeś mi na pytanie – powiedziała dziewczyna, patrząc wymownie na Mariusza.
       - Co robiłem w taką pogodę na dworze? - spytał, a Ania przytaknęła głową – Biegałem.
       Ta prozaiczna odpowiedź mocno zaskoczyła brunetkę. Z jednej strony nie wiedziała, czego miała się spodziewać, ale z pewnością oczekiwała innej odpowiedzi.
       - Wydajesz się być zaskoczona – mruknął, przekrzywiając lekko głowę
       - Tak, nie da się ukryć – powiedziała powoli, ale natychmiast oprzytomniała – Nie mogłeś pójść do klubu fitness? Przecież na zewnątrz leje jak z cebra.
       - Mogłem – odpowiedział – ale co to za przyjemność? Żadna. Lubię czuć pod stopami podłoże, patrzeć, jak krajobraz zmienia się z każdym moim krokiem. Takie bieganie na bieżni nic mi nie daje. Poza tym jak wychodziłem nie padało - dodał
       - Możliwe, ale na zewnątrz było i tak zimno.  Mogłeś się zaziębić, a nie jestem pewna, co by na to powiedział twój trener...
       - Jakbym słyszał żonę – przerwał z uśmiechem Wlazły, przygładzając ręką niesforne włosy. Na jego policzkach pojawiły się dołeczki.
       - Twoja żona ma rację – pogroziła siatkarzowi palcem – psa bym nie wypuściła w taką ulewę, a co dopiero …
      Wtem powietrze przeszył pisk czajnika.
      - Przepraszam – rzuciła Ania i szybkim krokiem przeszła do kuchni.
      Tam wyłączyła gaz i chwyciła rączkę czajnika. Uchwyt był za gorący. Pisnęła z bólu i puściła go. Wzięła leżącą na blacie stołu ścierkę i dopiero przez nią wzięła rączkę czajnika w swoje ręce. Zalała herbatę i odstawiła czajnik na kuchenkę.
        - Ile słodzisz? - krzyknęła
        - Pół łyżeczki – odezwał się tuż nad jej uchem głos Wlazłego.
        Zaskoczona dziewczyna podskoczyła i złapała się za serce.
        - Boże miłościwy – wyszeptała i rzuciła w siatkarza ścierką – Czy postawiłeś sobie za punkt honoru, żeby mnie dzisiaj zabić?! O mało zawału nie dostałam.
       Mariusz przybrał dość niepewną minę. W tym momencie czuł się, jak dzieciak, który zrobił o jedną psotę za dużo. Widział przecież reakcję Anny w momencie, kiedy wszedł do jej domu. Była przerażona. Powinien był być bardziej ostrożny. Wiedział, że przesadził, choć nie miał złych intencji.
        Na szczęście Ania roześmiała się, odwróciła i z powrotem zajęła się przygotowywaniem herbaty, a on odetchnął z ulgą. Patrzył przez ramię dziewczyny, jak dolała do gorącego napoju soku z malin. Wziął głęboki wdech. Ten słodki zapach przypomniał mu dzieciństwo, kiedy to jako młody chłopiec jeździł na wakacje do babci i pił sok ze swojskich malin litrami. To były wesołe czasy. Bez wyrzeczeń.
      - Niestety musisz go sam sobie zanieść – powiedziała Ania, wręczając Mariuszowi kubek – Nie dam rady zanieść dwóch. Ręce za bardzo mi się trzęsą.
       Siatkarz przepuścił w przejściu dziewczynę przodem.
        - Chciałbym cię przeprosić, Aniu – zaczął – Za tę wizytę. Nie chciałem cię przestraszyć, a to był jedyny dom w okolicy, w którym paliło się światło.
       - Nie masz za co – powiedziała i odwróciwszy głowę, uśmiechnęła się – Fakt, byłam troszkę zaskoczona, ale nic się przecież nie stało.
       - Zaskoczona? - odezwał się siatkarz – wyglądałaś, jakbyś zobaczyła ducha. Abo morderce – dodał
       - Dziwisz się? - spytała – Postaw się na moim miejscu. Jesteś sam w domu, na dworze biją pioruny, a tu nagle wchodzi ci do mieszkania dwumetrowy chłop i mówi, że jest siatkarzem. No proszę cię. Sama sobie się dziwię, że nie zaczęłam krzyczeć.
       - Nie przesadzaj, mam zaledwie sto dziewięćdziesiąt siedem centymetrów!
       - Patrzcie państwo! Zaledwie! A co mają powiedzieć te biedne istoty, które ledwo mają metr sześćdziesiąt? Na przykład ja?
       Siatkarz odchylił do tyłu głowę i zagryzł wargę.
       - Masz rację. Biedna jesteś. W każdym bądź razie firanki sama nie zawiesisz.

________________________________

Mamy pierwszy rozdział.
Czy tylko ja jestem rozczarowana jego treścią?